OPLUWANE!
ODRZUCANE! WYŚMIEWANE! ZAWSZE NA TOPIE! HARLEQUINY
Źródło |
Dlaczego
Harlequiny? Ponieważ nieustannie udajemy, że nie istnieją one w
przestrzeni publicznej, a wykształcone pokolenie uznaje, że
czytanie tychże książek należy do wysoce wstydliwych czynności.
Skrzętnie ukrywane, wyśmiewane, jednak szybko znikające z półek
sklepowych, cieszące się sprzedażą. Dlaczego? Bo sprzedają
marzenia, a tych nigdy za mało.
Kompletnie
niezorientowana po latach postanowiłam spełnić swoją groźbę,
przeczytałam pierwszą tego typu książkę, okazało się, że
dzielą się one na serie. Dzięki uprzejmości małej cioci miałam
okazję przeczytać pięć książek z serii „Światowe życie”.
Cała seria poświęcona jest na opisywanie miłosnych rozterek w
połączeniu z wielkimi pieniędzmi. Idealne bajkowe połączenie,
współczesny książę i zagubiona, delikatna księżniczka.
Bohaterki
tych romansów zawsze są silne i niezależne, niekoniecznie zdają
sobie z tego sprawę. Zazwyczaj twardo stąpające po ziemi zmieniają
się pod wpływem miłości, jak ich nowo poznani mężczyźni,
którzy oczywiście przewracają życie naszym bohaterkom do góry
nogami i vice versa. Opisy zauroczenia i zafascynowania bywają
karykaturalnie przerysowane, albo po prostu oddają to, co
odczuwamy przy pierwszym zauroczeniu. Osobiście urzekło mnie jak
autorki książeczek kochają i potrafią opisywać łydki: „Zauważył
jedynie, że ma szczupłe łydki.”(Kim Lawrence „Rezydencja na
Sycylii”) i „idealne” męskie ciało” „Na prawdę nie
miał odrobiny zbędnego tłuszczu na swym atletycznym, szczupłym
ciele”. Z kolei komplementy mężczyzn bywają po prostu...
Genialne jak z reklamy: „Jesteś miękka”, „Twoje włosy są
miękkie i lśniące”(Romans w Hiszpanii).
Do niewątpliwych cech Harlequinów należy ich przewidywalność. Zaczynamy zazwyczaj od poznania bohaterki, często zagubionej, w tym, co oferuje jej los, szukającej spokoju w tym szalonym świecie.(Christina Hollis „Uroki Toksannii”), tak jak w tym wypadku: „Kira stała w cieniu wiekowych sosen otaczających posiadłość...(...). Wypatrywała, kiedy na drodze pojawi się biały obłok kurzu wzbity przez samochód – zapowiedź nieodwołalnej zmiany jej spokojnego życia w tym uroczym skrawku raju”. Często ta przeżywa jakąś głęboką tragedię(Miranda Lee „Portret milionera”) „Pragnęła stracić przytomność, przestać myśleć, przestać czuć...(...) Czuła się jakby miała dziurę w sercu...(...). Dziecka jednak nie dało się uratować”. Zazwyczaj dowiadujemy się oczywiście, że nie jest to jedyny problem, jak w wypadku Megan, która podsłuchuje rozmowy przyjaciół swego męża, że ten jest z nią tylko dla dzieci... Bohaterka harlequinu jest często bardziej lub mniej typową szarą myszką, której zmiany możemy zaobserwować na kartach książki(Kim Lawrence”Rezydencja na Sycylii”): „Była niska i krępa, brakowało jej wdzięku i uroku. Gdy wchodziła do pokoju, nikt nie podnosił głowy i nikt nie patrzył na nią z zachwytem”. Przemiana jaka w niej zachodzi zazwyczaj jest imponująca: „Musi przestać być szarą myszką. Już ja o to zadbam! (...)Wysoka cena za pełną obsługę . W salonie gruntownie się nią zajęli. Wybielili jej zęby, skrócili długie brązowe włosy, rozjaśniając je przy okazji i modnie modelując, wyregulowane brwi, powiększyli usta, pomalowali wszystkie paznokcie. Całe ciało wydepilowane, wypolerowane i wygładzone. Jej skóra była gładka niczym alabaster”. Oczywiście zmiana zachodzi również wewnątrz niej samej, staje się odważna i potrafi walczyć o swoje. Nieunikniony w zależności od serii najpierw romantyczny, później niesamowicie namiętny seks. Nieunikniona wpadka, czy kłótnia wynikająca z niedomówień i oczywiście happy end. Zastanawiałam się nad tym ,czy gdyby nie to, że w tych relacjach, które później wiele osób przenosi w realne życie nie byłoby tylu niedomówień, świat byłby łatwiejszy. Jednak, czy to nie droga do celu jest ty co fascynuje najbardziej?
Chciałam
zauważyć jedną rzecz, która dotyczy się naszych
najpopularniejszych romansów, w przeciwieństwie do wielu wydań
młodych pisarzy, szczególnie jeśli mowa o wydawnictwach selfowych
(aczkolwiek niekoniecznie) nie są one usiane błędami. To, co
zauważam w harequinach to raczej chochliki drukarskie. Mam
świadomość, że co ambitniejsze książki trudniej jest poprawiać
i sprawdzać kilka razy, a sama nie chce dołączyć do grona tak
zwanych „grammar nazi”, jak sami mają zwyczaj się nazywać.
Muszę jednak przyznać, że coraz łatwiej o teksty dziennikarskie i
literackie, w których błędy są na poziomie szkolnym. Pamiętajcie,
zanim oceniać książkę po oładce warto ją przeczytać. Pewnie
niejedna osoba może się zaskoczyć. Kończąc zacytuję Małą
Ciocię: „Wiesz Beatko, ja już te mądre książki, które
miałam przeczytać w życiu, to przeczytałam. Uwierz mi miałam
ciężkie życie i teraz czytam dla relaksu, a harlequiny czytam
głównie z trzech powodów: są poręczne, pomagają się
zrelaksować i co najważniejsze zawsze się dobrze kończą”. Dodam,
że wiele poczytnych autorek tak właśnie zaczynało swą przygodę
z tekstem, czyli może jednak warto...
Pozdrawiam
z innej bajki!